Tak jak powiedziałem – zrobiłem. Trasa do Krakowa do pysznej tajlandzkiej restauracji i z powrotem z pełnym brzuchem. Brzuch ten był raz pełny, a raz pusty z uwagi na bardzo duże spalanie. Pobiłem jednak swój dotychczasowy dystans dzienny 163km i wynosi on teraz 240km. W zasadzie podziękowania powinny również należeć się mojemu Aniołowi z uwagi na regeneracje systemu energetycznego po drodze dzięki czemu jechało się wyśmienicie i do Pilzna wróciłem z zapasem sił.
Pogoda była bardzo dobra ponieważ nie było takiej „patelni”. Pierwsze 120km przejechałem pod wiatr 15km/h i trochę wyjęło to energii z mojego organizmu, ale w drugą stronę jechało się wręcz bajecznie. W Krakowie spotkałem się jeszcze z Maćkiem, który haha złapał kapcia zapewne przez te swoje łyse oponki. Kraków piękny jak zawsze, ale tym bardziej piękniejszy, że mogłem pojeździć sobie po nim rowerem. Kto jeszcze nie ma roweru w Krakowie to wio do sklepu!
Oczywiście zaspałem sobie tak na marginesie rano 2 godziny nie mogąc w nocy rozstać się z komputerem. Te 2 godziny robiły różnicę, bo chciałem je przeznaczyć na odpoczynek. Oczywiście jak już wstałem i usiadłem wracając do rzeczywistości po bogatej w sny nocy, mój umysł zaczął podsyłać mi mizerne pomysły, żeby jednak w takim razie nie jechać nigdzie skoro i tak się spóźniłem. Jak dobrze wiemy nasze życie to nieustanne decyzje – ja kazałem negatywnym myślom się zamknąć i poszedłem robić największego omleta w swoim życiu :D
Do domu wróciłem dokładnie o 22:45 tak jak sobie to zaplanowałem. Trwała akurat druga połowa dogrywki Portugalia – Hiszpania, a martwiłem się że nie zobaczę jak Hiszpania wygrywa ^_^. Wypad udał się bardzo fajnie, mimo zabrania ze sobą licznego sprzętu naprawczego nie przydarzyły mi się żadne tego typu przygody.
Po drodze wchłonąłem:
8x jajek(omlet z cukrem)
6,00l wody
0,20l coca-coli
0,33l tymbark
1x mars
1x twix
1x trio
1x prince-polo
2x banany
100g ryżu białego
300g kurczaka
40g warzyw
1x zapiekanka